gdybypomyslec gdybypomyslec
323
BLOG

Oczami uczestnika marszu-czyli spiskowa teoria prowokacji

gdybypomyslec gdybypomyslec Polityka Obserwuj notkę 1

Idąc pierwszy raz na Marsz Niepodległości, spodziewałem się, że coś się stanie. Liczba osób zapowiadających swój udział, świadczyła o tym, że na pewno nie przejdzie on niezauważenie ulicami Warszawy. Deklaracje środowisk lewicowych i przyjazd niemieckich bojówkarzy, stanowiły idealną okazję dla zadymiarzy. 

Gdy dołączyłem do marszu, zobaczyłem ogromny tłum normalnych, uśmiechniętych ludzi, ale obok nich niewielkie grupki zamaskowanych chłopaczków, którzy szli prawie cały czas gdzieś bocznymi ścieżkami. Nikt z nich nie krzyczał skandowanych haseł(może poza "raz sierpem, raz młotem..."). Za to co pewien czas odbiegali od maszerujących, wyraźnie w przyulicznych grupkach doszukując się "lewaków", co stanowiło okazję do wszczęcia upragnionej burdy. 

Szczęśliwie doszliśmy do celu, wszystkie alarmy okazały się fałszywe, szedłem na samym przedzie, pod pomnikiem Dmowskiego byłem jako jeden z pierwszych. Na placu stały tylko grupki wyżej wymienionych osób, oraz bardzo blisko monumentu dwa samochody TVNu i jeden Polskiego Radia. Obok pojazdów było także paru dziennikarzy, przynajmniej tak mi się wydawało(rozmawiali z operatorami kamer). Gdy zbliżył się większy tłum, osoby te "wtopiły się" w niego, a paru zamaskowanych mężczyzn zaczęło bluzgać w kierunku obsługi wozu transmisyjnego. Gdy zaczęło się robić gorąco wsiedli oni do dwóch samochodów(Polskiego Radia i jakiegoś białego, chyba TVNu) i odjechali, zostawiając sprzęt. Wtedy tajemnicze osoby wyciągnęły kamery i zaczęły nagrywać całą akcję. W wozach zastały powybijane szyby, ktoś wrzucił racę do środka, jeden z organizatorów marszu starał się opanować sytuację, co pokazują filmiki w sieci. Po paru minutach zjawiło się kilkudziesięciu policjantów i otoczyło samochód, odsuwając chuliganów.

Podszedłem wtedy w kierunku pomnika, ludzie doszli, wszyscy czekali na przemówienia, a niewielka grupka wrzeszczała coś do policji. Obchody toczyły się dalej. Sytuacja wydawała się opanowana.  Nagle policja opuściła stanowiska. Wtedy zrozumiałem, że coś tu jest nie tak. Ktoś z tłumu, jeszcze w obecności służb zaczął krzyczeć: "podpalić go". Gdy policja zniknęła, stało się właśnie to do czego nawoływał.

Wtedy rozpętało się piekło. Od strony al.Niepodległości cały tłum zaczęła rozganiać policja. Proszę sobie wyobrazić 10 tys. osób na placu i próbę ich rozbicia. Ludzie zaczęli uciekać, zadymiarze wykorzystując sytuację rzucali petardami i racami. Kordon prewencji wyraźnie prowokował, najpierw przyśpieszał, potem zaczął się wycofywać i tak parę razy. Reakcja zadymiarzy była oczywista. Gdy policja przyśpieszała, uciekali tratując ludzi po drodze, gdy cofała się, Ci pierwsi odbierali to jako zwycięstwo i zaczynali szturmować. Ludzie jednak nie dali się zastraszyć, w większości zostali na placu, ale organizator słusznie uznał, że to już nie ma sensu i ogłosił koniec zgromadzenia. Lecz służby nie przestały. W ruch poszedł gaz i inne środki "przymusu bezpośredniego" zapowiadanie przez megafony.  Wtedy uciekłem za drzewa. Stanąłem z boku i patrzyłem jak policja pałuje jednego z zamaskowanych. Rozejrzałem się, nigdzie nie było kamer, "oczy wielkiego świata" były wpatrzone w dogasające samochody. Najbardziej żal mi było licznie przybyłych starszych ludzi, w oczach których widziałem strach i niezrozumienie.

Dodam tylko, że gdy wróciłem do domu i włączyłem poszkodowany TVN24 puszczali tylko w kółko samochody i policje dostającą butelkami na pl. Konstytucji. Nie wiem czemu zacząłem się śmiać. Ta sytuacja rozwiała jedną z wątpliwości w moim życiu. Nigdy nie byłem do końca pewny, co do układu TVN-Rząd-Policja, choć w sporze Tusk-kibice, trzymałem stronę tych drugich. Teraz wiem, że śmiałem się z własnej głupoty.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka